top of page
Kapelusznice button.JPG

"KAPELUSZNICE" jest to powieść o tajemnicy starszego człowieka, wybitnego malarza światowej sławy Alberta Waniewicza oraz o przenikających się losach kilku kobiet.

 

Korporacyjna tygrysica Ramona, czuła matka i żona Miranda, introwertyczna malarka mandal Daria i wreszcie najstarsza Leokadia, będąca siostrą malarza, pochodzą z zupełnie różnych środowisk i światów. Wyznają różne prawdy i hołdują innym priorytetom. 

 

W przedziwnym splocie, mniej lub bardziej kontrolowanych zdarzeń, kobiety zapoznają się i dowiadują, że łączy ich nie tylko zew artystycznych dusz i wielka słabość do staromodnych nakryć głowy, ale coś dużo ważniejszego.

Pięć pierwszych, pilotażowych rozdziałów,

które czyta sama autorka,

można wysłuchać tu:

Rozdział I - "List Alberta do Zygmunta"

 

Rozdział II  -"Ramona"

Rozdział III - "Miranda"

Rozdział IV - "Daria"

Rozdział V - "Leokadia"

Powieść pt.

 

"KAPELUSZNICE"

 

Rozdziałów 60, stron 248

Gatunek: literatura piękna

Autorka: Jolanta Walentyna Sobolewska

E-book w formacie pliku pdf.

Cena: 25 zł.

Sposób zamówienia e-booka jest podany na końcu artykułu.

Kapelusznice.JPG

Rozdział I

List Alberta do Zygmunta

 

Drogi Zygmuncie!

Piszę do Ciebie ten list, a południowe słońce wdziera się szeroką smugą, rozpromieniając boleśnie półmrok cichego salonu. Kiedy odwróciłem głowę i zmrużyłem oczy, odruchowo chroniąc je przed jasnością promienia zauważyłem, że pierwszy śnieg odbija światło wręcz nieznośnie. Zaraz tu przyjdzie ma siostra z tym siwym koczkiem na karku i  dobrze zasunie sztory. Dopóki lekarstwo nie działa, nie mogę pozbierać swych myśli, a one krążą, wirują, krzyczą w mej głowie od lat. Muszę je uspokoić, odzyskać jasność umysłu.

    Salon przecięty pośrodku gorejącą, jaskrawą przepaścią rozpadł się i oddzielił, symbolizując dwa światy, w których od zawsze tkwię. Zygmuncie, na tym dywanie widzę moje życie. Pękło mi kiedyś na pół, dotąd bez mostu, czy kładki,  którymi można by przejść. Dwie części rozpadliny bez możliwości ich ponownego, bezbolesnego złączenia. I tylko ta stara sztaluga niezmienna i nieśmiertelna czeka po prawej, tam, w mroku. Stoi zakryta delikatną płachtą materiału, ukrywającą przed wzrokiem innych płótno z ostatnim mym  szkicem. Muszę zebrać wszystkie siły, aby dokończyć ten obraz. Jest najważniejszy ze wszystkich, jakie stworzyłem dotąd. Jak klamra spinająca przeszłość z przyszłością, dla upragnionego, spokojnego „teraz”. Dla niego muszę mieć siłę. Dla niego muszę skraść czas. Ostatnie jego okruchy, by odejść w spokoju, bez wstydu.

   Po prawej jest dużo ciemniej. Okno przysłania monstera o liściach ogromnych, przeprutych. Poczciwa Leokadia podlewa ją raz na dwa dni, a w pozostałe kolejno, zrasza i liście przeciera. Dba o nią nie gorzej, niż o mnie. Karmi, odkurza i nuci, bo choć małomówna od zawsze, to chętnie śpiewa. Tak, śpiewa. Głos ma przyjemny, choć niski, dziś będzie nucić zraszając. Zrobi to z wielką wiarą, że wtedy te bujniej urosną.

  Po lewej stronie, od ściany, stoją wysokie fotele, przed nimi okrągły stolik, a na nim duża koperta. W szarości papieru jest skryty, dziewiczy jeszcze katalog. Już gotów jest na wystawę. Dziś go przynieśli, podali, a ja go nawet nie tknąłem. Nie chciałem też widzieć kustosza, choć przyszedł tu osobiście po moją o tym decyzję, lecz nawet szacunek do niego nie zdoła zmusić mnie do opuszczenia łóżka – mojego więzienia. Może później.. później.. Katalog niech sobie poczeka. Kustosz poczekać też musi. Ja i bez oglądania  wiem, że to wydarzenie nie będzie mi wyjątkowym. Następne natomiast tak, o ile zbuduję ten most. Jeśli wystarczy mi czasu i jeśli wystarczy mi sił.

  Właśnie skrzypnęły drzwi. Otworzyłem ostrożnie oczy, lecz ostry ból w skroniach, wzmożony światłem, wpadającym z korytarza, kazał je zamknąć z powrotem. Będę więc kończył na dzisiaj. Pozdrawiam Cię, Przyjacielu.

- Twój Albert

P.S. Przyszła. Już nuci. I zrasza.
Zasłoni to okno, bo wie.   

 

Albert nie chciał rozmawiać, udawał więc że śpi. Zdążył wsunąć skuwkę na pióro i prędko zamknął oczy. Nie odłożył listu na szafkę, by ten nie zaszeleścił.

- Śpisz? – Leokadia pochyliła głowę nad twarzą swojego brata, gdy zasłoniła już okno. Jego zaciśnięte mocno powieki zadrgały nerwowo, lecz nie otworzył ich. Poprawiła ciężką kołdrę, którą był przykryty i położyła dłoń na jego ciepłym czole. Mimo głębokich zmarszczek i sędziwego wieku nadal był bardzo przystojny. Gdyby nie brak zdrowia, pewnie korzystałby ze swego uroku bez przerwy, jak robił to przez całe swe barwne i hulaszcze życie.

Dotknęła jego lekko drżącej dłoni i delikatnie wysunęła z niej zapisaną kartkę papieru. Wiedziała, że nie spał, ale nie chciała psuć mu tej jego codziennej zabawy w śpiąco-chowanego. Spojrzała na zapiski. Kolejny list do Zygmunta. Jeden z wielu, niemodnych już, lecz z duszą, bo  papierowych listów. 

Jaka szkoda – pomyślała - że młodzi już nie doceniają magii takiej korespondencji. Nie znają starannego układania myśli w zdania, zanim te spłyną na papier. Nie czują energii nadawcy, co pisząc, swe serce w to wkłada. Nie znają tej staranności pisanych ręcznie nagłówków, planowania akapitów i tworzenia zdań nieedytowalnych. Dziś młodzi nie mają czasu czekać zbyt długo na odpowiedź. Dzisiaj się pisze maile złożone z niedługich zdań, byle szybciej, byle tylko i byle jak. Z potwornie upraszczającą odczucia emotikonką na końcu.

Albert i Leokadia nadal pisali do swych bliskich tylko i wyłącznie papierowe listy. Wiecznymi piórami, czarnym atramentem, nie dbając o mody czy czas. Szczególnie on dużo pisał. Listy podawał Leokadii, by co kilka dni wysyłała je na pobliskiej poczcie, a wtedy przy okazji zbaczała na gwarny bazarek, dzierżąc pod pachą pałąk od wiklinowego koszyka. Robiła tamże zakupy, najchętniej wybierając warzywa i owoce u starszych, wiejskich gospodyń, a potem spacerowała oglądając nie towar na stoiskach, a przechodzących ludzi. Obserwowała ich z fascynacją i wyobrażała sobie, kim są, co robią w życiu, co czują i jakie wyznają wartości. Najbardziej lubiła patrzeć na młode kobiety z dziećmi i odgadywać ich matczyny świat, którego nie zaznała.

Dawno już pogodziła się z tym, że życie spędziła samotnie. Samotnie i w cieniu brata, którego kochała nad siebie. Cieszyła się jego radością, smuciła jego troskami. Prała, sprzątała i gotowała mu ulubione potrawy. W zamian miała zawsze dach nad głową, uśmiech Alberta i możliwość obcowania w zamkniętych kręgach największych, światowych artystów. Podróżowała po świecie wraz z nim, ciesząc się jego sławą i korzystali oboje z nabrzmiałych od wpływów kont. Podróżowali, gdzie tylko zechciała, spełnił każde z jej marzeń. Zajmowała się jego karierą, a on miał tylko malować, oddawać się własnej twórczości.

- Nie śpię. – powiedział niewyraźnie i z wielkim wysiłkiem, bo trudno mu było mówić.

- To śpij.

Zanim wyszła z pokoju, pogładziła go z troską po ramieniu, a potem sięgnęła po zraszacz, odstawiony wcześniej na szafkę nocną przy łóżku, tuż obok przykrytego pledem wózka inwalidzkiego.

Na ścianach ich wielkiego domu wisiały dziesiątki obrazów tak Alberta, jak i innych słynnych malarzy, za które niejedno muzeum dałoby mnóstwo pieniędzy. Były to podarunki od przyjaciół, lub też aukcyjne zdobycze.

Piękne, złocone ramy zamykały malowane opowieści w prostokątne kadry. Delikatne światło sączyło się na nie z ekspozycyjnych lampek, a tło jasnoszarych ścian wydobywało najdelikatniejsze odcienie zawarte  na barwnych płótnach.

Leokadia lubiła ten dom, kinkiety, obrazy. I wąskie, wysokie okna z witrażowymi szybami. Lubiła te kręte schody z drewnianą, rzeźbioną poręczą. I nad nią ogromny, pałacowy wręcz żyrandol, złożony z tysięcy kryształowych koralików. Jak dobrze, że już jesteśmy w kraju – pomyślała odczuwając ciepło w sercu – Starość też ma swe blaski. Dość tych wojaży po świecie.

Kobieta skierowała kroki do swego gabinetu. Podeszła do dużego i masywnego biurka, by sięgnąć po satynową kopertę z maleńką tłoczoną pieczęcią przedstawiającą fantazyjnego smoka w jej lewym górnym rogu.

To z tego gabinetu zawiadywała całym realnym światem marzycielskiego artysty. Otwierając szufladę, włączyła jednocześnie laptopa. Przysiadła w fotelu, by sprawdzić skrzynkę mailową. Oczekiwała na wieści od kustosza wystawy, na którą Albert nie skończył jeszcze swego ostatniego obrazu. Pisała do niego wczoraj, by na prośbę brata przesunąć planowany na wiosnę termin wernisażu dopiero na wczesne lato. Największa galeria sztuki w kraju od lat zabiega o niego, a ten się nie może zebrać.. – burknęła pod nosem kobieta i odczytała maila. Tak, jak myślała, kustosz był niepocieszony, ale przystał na zmianę, gdyż nie miał innego wyjścia. Zbyt mocno mu zależało na prestiżowej wystawie.

Leokadia wyjęła z sekretarzyka swe ulubione pióro i pięknym, kaligraficznym pismem zaadresowała kopertę do przyjaciela Alberta. Delikatnie spryskała papier listowy perfumowaną wodą, co też robiła zawsze, by mieć swój mały, sekretny udział w opisywanych wieściach. Włożyła list do koperty i zakleiła wiadomość.

Teraz już mogła wybrać się na pocztę i na ulubiony bazarek. Dzisiaj musiała się spieszyć, gdyż miała ważne spotkanie.

 

 

 

 

Krótkie cytaty wybrane

(...) "Pracownia pełna flakoników z farbami, niskich i wysokich pojemników na pędzle z drobnym włosiem tonęła w kojących dźwiękach gongów i odgłosów leśnej natury. Taka muzyka inspirowała Darię, ubraną roboczo w obszerny, malarski fartuch, związany niedbale w bardzo wąskiej talii. Długie, miedziane włosy, splecione w luźny warkocz,  opadały swobodnie na szczupłe plecy malarki. Ciemna, szeroka chusta ciasno okalała jej twarz. Musiała zadbać o to, by żaden włos nie spadł na malowane dzieło, by przylepiony do farby nie zniszczył jej żmudnej pracy.

Wielki, roboczy stół nakryty białym płótnem stał blisko jasnego okna. Mimo to po lewej stronie wysoka lampa dokładnie oświetlała leżącą płasko metrową, szklaną mandalę. I każdy mandali tej fragment. Każdy jej motyw i wzór.

Płatki rozkwitających kwiatów wiły się wdzięcznie, łącząc się płynnie z kłączami w najprzeróżniejsze sploty. Finezyjne liście otulały małe, uśpione pączki lub wychylały się zza płatków już bujnie rozkwitłych magnolii. Mimo bogactwa detali panował tu ład i porządek. (...)

"Kapelusznice" - JWS

 

*

 

(...) "Do tej pory wciąż uciekałam. Przed mężem, rodziną, przed sobą. Teraz pracuję nad tym, by stawić temu czoła. Nie znikać, zrozumieć, rozwiązać. Pragnę uwierzyć w to, że jestem godna myśleć o sobie z miłością. Wybaczanie innym jest bardzo trudne. Wybaczenie sobie to tytaniczna praca." (...)

"Kapelusznice" - JWS

 

*

(...)

Nie chciała odchodzić z tej pracy. Dokąd by mogła pójść? To, że czasem w myślach odgrażała się, że w końcu trzaśnie drzwiami, wyjdzie i nie wróci, było spowodowane tylko chwilowym stresem lub notorycznym brakiem odpoczynku. Postanowiła, że w razie konieczności odrzuci wszelkie sentymenty i  odważnie uda się do Sądu Pracy walczyć o sprawiedliwość. Od razu poczuła się pewniej.

- Pani Ramono, dotarł do nas pewien list. Dość osobliwy. O pani. – prezes odezwał się wreszcie.

- List o mnie? Nie bardzo rozumiem. – tego to już zupełnie się nie spodziewała.

Jej myśli zaczęły krążyć ku wszystkim niechlubnym rzeczom, jakie zrobiła nie w pracy, a w prywatnym życiu. Nie wiedzieć czemu,  nagle poczuła się szczególnie winna za każdą wizytę w klubach, gdzie jej zbyt swobodne zachowanie mogłyby komuś przeszkadzać. Tylko czy jej sprawy prywatne mogą mieć wpływ na jej wizerunek w firmie? I czy Zarząd ma prawo zaglądać pracownikowi w intymność? (...)

"Kapelusznice" - JWS /fragment

*

 

"(...) Zima odeszła na chwilę. Starcie z nadchodzącą wiosną nie było jej jeszcze pisane, choć ta druga budziła się, pragnąc wydostania z poluzowanych więzów. Przedwcześnie, gwałtownie, zachłannie. Jak głodna wolności młodość. (...)"

"Kapelusznice" - JWS /fragment

 

*

 

(...) "Niepokój to stan, z którym oswajam się odkąd tylko sięgam pamięcią. Czasem uśpiony udaje, że wcale nie istnieje. Innym razem wzmaga się, dojrzewa i głośno krzyczy, zagłuszając wszystko inne. Nauczyłam się go akceptować, przynajmniej tak mi się wydaje. Jest czymś, co po prostu jest i nie ma sensu z nim walczyć. Jest częścią mnie. Jest częścią każdego człowieka." (...)

"Kapelusznice" - JWS /fragment/

*

 

(...)

"Miranda narzuciła na siebie długi, ciepły szlafrok i wyszła na ganek przed dom. Pierwszy schodek był delikatnie ośnieżony, kolejne dwa coraz bielsze. Prowadziły wprost na szeroką wycieraczkę. Zasnutą jasnym pokryciem, prawie już niewidoczną.

Nieśmiało zsunęła kapcie ze stóp i ostrożnie, uważając, by się nie poślizgnąć, zeszła boso po schodkach na skąpaną w białym puchu trawę. Zrobiła to pierwszy raz, a zawsze miała ochotę. Nagle poczuła się jak dziecko, które umknęło rodzicom i z wielką przyjemnością złamało wszelkie zakazy. Radosna ekscytacja rozlała się po jej sercu, a na różowych ustach zakwitł szelmowski uśmiech. Nie czuła wcale przenikliwego zimna, którego się spodziewała. Śnieg okazał się być niezwykle miły w dotyku.

Stąpała powoli po przyjemnie miękkim podłożu, obserwując grube i gęste płatki wirujące z gracją w powietrzu. Jednocześnie zerkała w okno na piętrze, sprawdzając, czy aby nie widzą jej dzieci, gotowe pójść, nie daj Boże, w ślady szalonej mamy. Widok szczelnie zasuniętych zasłonek utwierdził Mirandę w przekonaniu, że śpią i jest bezpiecznie. (...) "

*

 

(...)

"Miranda pootwierała nagie okna, by wpuścić świeże powietrze. Chciała wywietrzyć z domu wszechobecny zapach zimy, zanim przybiegną dzieci, bawiące się głośno na górze. Słoneczny poranek zachęcił ją do przedwiosennych porządków. Wcześniej zdjęte firany i kolorowe zasłony czekały na swoją kolej. Na drugą i trzecią turę. Bo jeszcze prała się pościel. Leżały więc złożone w plastikowym koszu, ustawionym tuż przy hałaśliwej pralce.

- Co tu się dzieje, żoneczko? Wypuścisz z domu całe ciepło. – powiedział Tomek, wchodząc do jaśniejszego niż zwykle pokoju.

- Lubię zapach czystości i świeży powiew przedwiośnia. Tak piękną pogodę trzeba wykorzystać. Masz dużo pracy w stolarni? Mógłbyś mi trochę pomóc. – rzuciła składając ręczniki i nie oczekując odpowiedzi, dodała trzepocząc rzęsami - Okna będziemy myć." (...)

"Kapelusznice" - JWS /fragment/

 

*

(...)

"Ramona zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do okna, zasunęła szczelnie roletę i zapanował mrok. Wcisnęła włącznik przy oknie. Z niewidocznych głośników popłynęła muzyka. Po chwili pokój, rozjaśniający się ciepłym, sączącym się z wielu źródeł delikatnym światłem, bardzo powoli, spokojnie nabierał kolejnych kształtów.

- Połóż się tutaj i patrz – szepnęła Ramona, siadając na środku podłogi. Druga kobieta, oczarowana spektaklem, posłusznie zrobiła to samo. Gdy leżały już wygodnie na miękkiej wykładzinie, Daria ze zdumieniem spostrzegła, że z tej perspektywy pokój odmienił się znów. Kalejdoskop powstających obrazów zadziwiał swym realizmem. Muzyka zaś kołysała życiodajnym rytmem, wzorowanym na biciu ludzkiego serca." (...)

"Kapelusznice" - fragment - JWS

*

(...) "Szliśmy spokojnie, w milczeniu, ciekawie zerkając w dal. Z każdym stawianym krokiem obserwowaliśmy, jak coraz wyraźniej wyłania się, stojący od wieków na baczność, wspaniały krąg monolitów. Im bardziej zbliżaliśmy się tam, tym mocniej czuliśmy to ciepło. Wyobrażasz to sobie? Tak, ciepło! Wiejący wiatr jakby ustał, chociaż naprawdę wciąż wiał. Im podchodziliśmy bliżej, tym mocniej odczuwalna była wręcz namacalna energia. Opadała na nas cichutko, gładziła miękko po twarzach, wywoływała spokój i otulała jak szal. Powietrze drgało nieznacznie i płynnie falowało. Nuciło, jak kołysankę, swoją przedziwną melodię." (...)

"Kapelusznice - JWS /fragment

*

(...) "Agnieszka uścisnęła jego dłoń i zamiast odpowiedzieć „Dzień dobry”, utonęła w chmurnej niebieskości jego chabrowych oczu. Stali tak i patrzyli na siebie w zachwycie, trzymając swe ciepłe dłonie i nie chcąc ich wcale rozłączyć. Miranda, stojąca metr dalej, obserwowała ich z odczuciem oczarowującego i ją, filmowego wręcz piękna chwili. Starała się odnaleźć w zupełnie nieoczekiwanej sytuacji. Szybko pobiegła po dzieci, by pozostawić ich samych. Kiedy oboje ocknęli się z magicznego momentu, mężczyzna zdjął kurtkę i szal odkrywający znajomą bliznę na szyi. Po oparzeniu w pożarze." (...)

"Kapelusznice" - JWS/ fragment

*

(...)

- Gromadzone przez lata dobra materialne, do których człowiek przywyka tak, jakby były integralną częścią niego samego, w końcu tracą swój luksusowy smak, stając się zwykłą codziennością. W obliczu śmierci jesteśmy równi - powiadają. Myślę, że jednak nie. Jedni mają dobrą śmierć, inni nie takiej czekali. Mimo to ona na każdego  czeka i to jest jedyne, czego nie unikniemy. Dlatego trzeba kochać życie. Dbać zawsze o siebie i bliskich. Żyć tak, by na tym ostatecznym łożu, uśmiechnąć się móc do lustra. Z uzyskanym wybaczeniem, bez wstydu za swoje czyny i bez wewnętrznego bólu. Nie wiem, czy mi to dane. Czy nieświadomość wystarczy, by zatrzeć mój gorzki grzech....

Albert zawiesił głos. Wszystkie obrazy znikły. Tylko ogromny kielich promieniał ledwo widocznym światłem. Tłum wstrzymał oddech i czekał. Nikt nie śmiał nawet się ruszyć." (...)

"Kapelusznice" - JWS

3.JPG

Tytuł: "Kapelusznice"

Gatunek: literatura piękna

Autorka: Jolanta Walentyna Sobolewska

E-book w formacie pliku pdf.

Cena: 25 zł.

Aby zakupić e-book

należy zrobić to w dwóch krokach

  1.  Złóż zamówienie pisząc wiadomość na adres: tulukarte@o2.pl
    W temacie napisz: „Kapelusznice ebook” (inny tytuł tematu może opóźnić realizację Twojego zamówienie).
    W treści wiadomości koniecznie podaj to samo imię i nazwisko, jakiego użyłeś w tytule przelewu bankowego (patrz niżej). Jest to niezbędne do zweryfikowania przelewu z Twoim zamówieniem poprzez e-mail.

  2. Dokonaj przelewu na niżej podane konto. Po wpłynięciu pieniędzy na konto TulukArte oraz po otrzymaniu wiadomości z zamówieniem, e-book zostanie wysłany na Twój adres mailowy, z którego przyszło zamówienie.

Dane do przelewu:

TulukArte Jolanta Walentyna Sobolewska
05-505 Nowy Prażmów, ul. Akacjowa 77

Konto bankowe w MBank:

60 1140 2004 0000 3102 8325 1844

Tytuł przelewu:
Kapelusznice ebook, imię i nazwisko

UWAGA!

Wraz z e-bookiem otrzymasz skan paragonu zakupu. Jeśli potrzebujesz faktury, koniecznie napisz o tym od razu, w mailu z zamówieniem i podaj w nim wszystkie dane potrzebne do wygenerowania faktury.

W razie niejasności, zapraszam Cię do kontaktu przez Messenger – TulukArte.

bottom of page